- Mamo, proszę cie tylko żebyś się zachowywała- powiedziałam, kiedy w umówiony piątek wspólnie wybrałyśmy się do gabinetu Williama.
- Córeczko, jak możesz tak mówić?- zapytała.- Przecież, potrafię się zachować nie jestem małym dzieckiem. Nie rozumiem, jak możesz, wstydzić się tego, że się o ciebie martwię.
- Nie powiedziałam, że się tego wstydzę- odparłam.- Nie zachowuj się w ten sposób jak zawsze, nie chce po prostu żebyś opowiadała o naszych problemach tak jak zwykle.
- Nie potrafię mówić o tym inaczej- powiedziała.- Jeżeli ten William jest podobny do swojego wuja, będę odpowiadała na jego pytania, co mam udawać, że nie słyszę co mówi.
- Dobrze, skończmy już tą dyskusję- poprosiłam.- Lepiej mieć to już za sobą- weszliśmy do przychodni, w której znajdował się gabinet Morleya.
- Dzień dobry, doktorze- przywitałam się, po przekroczeniu progu biura.- Przyszłyśmy wspólnie z mamą na umówioną wizytę- pokazałam na moją matkę.- Proszę poznać, oto Monica Stanton, mamo to pan doktor William Morley- mężczyzna z uśmiechem wyciągnął rękę.
- Bardzo mi miło, wreszcie panią poznać- ucałował jej dłoń, a ja zanotowałam w pamięci, że prawdziwy z niego dżentelmen.- Nie ukrywam, że czekałem na to spotkanie, niech panie usiądą.
- Mnie również, jest miło panie doktorze- powiedziała mama, a ja już wiedziałam, że ta wizyta będzie żenująca.- Wybaczy pan, że od razu przejdę do rzeczy, ale mam wiele obowiązków. Może pan powiedzieć w jakiej sprawie się tutaj spotykamy?
- Założę się, że zna pani powody, dla których pani córka uczęszczała na terapię, prowadzoną przez mojego wujka, a teraz przeze mnie- zaczął William.- Uznałem za słuszne, aby poznać panią osobiście i usłyszeć jak pani odnosi się do całej sytuacji- dodał.
- Wszystko na ten temat, powiedziałam pana poprzednikowi- odpowiedziała mama.- Wydaje mi się, że po tylu latach nie mam nic więcej do dodania.
- Rozumiem, że to dla pani bolesne, całe rozpamiętywanie zdarzeń z przed lat, ale jest mi to bardzo potrzebne, ponieważ poznanie relacji wszystkich stron pozwala na złapanie lepszego kontaktu z pacjentem.
- Dobrze, ale żeby pan wiedział, że robię to tylko ze względu, że jest pan taki młody i przystojny- nie wierzę ona zawsze musi kokietować każdego mężczyznę w swoim otoczeniu.- Wiem, że sytuacja Jass i Nathana trwała wiele lat, zanim jakieś dziesięć lat temu wszystko wyszło na jaw. Oczywiście wspólnie z mężem od razu zajęliśmy się sprawą. Mój pasierb, został wysłany do szkoły wojskowej, aby tam się nim zajęli i nauczyli dyscypliny, nie wiemy jednak czy to odniosło jakikolwiek skutek, ponieważ od tamtego czasu nie mamy z nim żadnego kontaktu- powiedziała.
- Jednak mi chodzi o to jak radzi sobie pani w relacjach z córką?- zapytał William.- Jak od nowa zbudowałyście swoją więź, na jakich podstawach?
- Jak to jakich?- moja matka wyglądała na oburzoną.- Przecież Jassica, to moja córka, kocham ją i za wszelką cenę starałam się, żeby ona wybaczyła mi moje zaniedbanie. Cały czas teraz myślę o tym, czy mojej dziewczynce nie dzieje się nic złego- odpowiedziała.
- Jak objawia się pani zmartwienie?- wiedziałam co teraz nastąpi, zapomniałam uprzedzić o tym Williama.
- Codziennie rozmawiamy przez telefon, co tydzień Jassica gości u nas na obiedzie- już miała łzy w oczach, a czekało nas jeszcze niezłe przedstawienie.- Rozumiem, że ona jest już dorosła, jednak nie potrafię się przemóc i pozwolić jej żyć własnym życiem- zaczęła płakać.- Potrzebuje mieć kontrolę nad tym co się z nią dzieje, w końcu spotkało ją wystarczająco dużo zła.
- Proszę się uspokoić- William, podał jej chusteczkę.- Rozumiem, że jako rodzic, martwi się pani o dziecko, ale jak wynika ze słów pani córki, potrafi pani nawet podsłuchiwać jej rozmowy telefoniczne, nie uważa pani tego za przesadę?- zapytał.
- Widać, że nie ma pan dzieci- odparła oburzona.- Nie zamierzam z takim podlotkiem dyskutować o rodzinnych problemach. Pan wybaczy, ale mam wiele ważnych spraw do załatwienia- z zaciętą miną wyszła z gabinetu.
- Nie wiem co w nią wstąpiło, przepraszam- powiedziałam zawstydzona.- Zazwyczaj nie zachowuje się w ten sposób, postaram się z nią porozmawiać, obiecuje że cie przeprosi- dodałam.
- Nie przejmuj się tym- odpowiedział.- Jest matką, to zrozumiałe, że źle reaguje na temat związany z
waszymi przeżyciami, może kiedy sama wyzbędzie się lęku o twoje życie, będziecie mogły kiedyś porozmawiać o wszystkim na spokojnie- uśmiechnął się.- Na dzień dzisiejszy jednak musisz znosić jej ciągłą kontrolę.
- Mogła by szybciej się ze wszystkiego otrząsać, w końcu jak wspomniała minęło już dziesięć lat- powiedziałam z rezygnacją.- Marzę o podejmowaniu decyzji bez ingerencji matki.
- Zaczęłaś pracować w mojej firmie, chyba bez pytania jej o zdanie, co?- zapytał z uśmiechem.- Nie wyglądasz na dziewczynę, która musi cokolwiek z kimkolwiek, konsultować.
- To na szczęście była moja decyzja- odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.- A skoro już o tym mowa muszę uciekać- spojrzał na mnie pytająco.- Wszyscy z pracy spotykają się dzisiaj w barze, na takiej małej imprezie integracyjnej. Czy szef do nas dołączy?- zapytałam.
- Jeszcze tego nie wiem- odpowiedział.- Jednak życzę ci miłej zabawy.
- Dziękuje i w takim razie, widzimy się w poniedziałek- powiedziałam, podałam mu rękę i opuściłam gabinet.
________________________________________
Rozdział jest, ale muszę wam powiedzieć, że był prawie gotowy już wieki temu. Może nie jest najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że się wam spodoba.
czwartek, 30 lipca 2015
środa, 18 lutego 2015
Rozdział drugi
Nieoczekiwanie moja rozmowa kwalifikacyjne została przełożona na następny dzień z powodu nieobecność prezesa. To tylko potęgowało poziom mojego stresu. Kiedy stanęłam przed siedzibą Nicon Industries miałam wrażenie, że za chwile wyskoczy mi serce. Jenny, pamiętaj że jesteś super laską, której wykształcenie może powalić nie jednego faceta. Wypięłam dumnie pierś i pewnym krokiem weszłam do środka. Na co dzień staram się być niezwykle pewna siebie, jednak dzisiaj musiał mnie spotkać największy pech mojego życia. Wszystkie dokumenty, które niosłam na spotkanie wypadły mi z drżących rąk. Jakby tego było mało, kiedy próbowałam je podnieść, poślizgnęłam się na szpilkach i runęłam jak długa na marmurową posadzkę.
- Nic się pani nie stało?- usłyszałam męski głos.- Jessica, cóż za nieoczekiwane spotkanie- dopiero teraz spojrzałam na twarz mężczyzny, który wyciągał do mnie rękę.
- Dzień dobry, panie doktorze- powiedziałam, kiedy pomógł mi wstać.- Nie to nic, jestem zwyczajną niezdarą. Przepraszam jeżeli okaże się zbyt wścibska, ale co pan doktor tutaj robi?
- Tak się składa, że tutaj pracuje- odpowiedział.- Wiesz każdy potrzebuje dodatkowego zajęcia.
- Myślałam, że lubi pan swoją pracę- powiedziałam.
- Miałem wrażenie, że oboje przeszliśmy sobie na ty- przypomniał.- Oczywiście, że uwielbiam pracować z ludźmi ale mam również inne obowiązki.
- Cóż za cudowny zbieg okoliczności- odparłam.- Tak się składa, że to właśnie w tej firmie mam rozmowę kwalifikacyjną, więc jeśli dostanę tutaj prace, będę znała przynajmniej jedną osobę- uśmiechnął się.
- Wiem na jakie stanowisko, poszukiwana jest teraz nowa osoba- odpowiedział.- Jeżeli masz kwalifikacje równie dobre, jak wyglądasz to masz tą pracę w kieszeni.
- Mówisz to jako mój lekarz, czy przyszły, potencjalny kolega z pracy?- zapytałam z uśmiechem.- Nie odpowiadaj, mimo wszystko dziękuje za wsparcie, jest mi teraz niezwykle potrzebne.
- Panie Morley, pani Johanns, prosi do konferencyjnej- powiedziała, blond włosa kobieta.
- Wybacz, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedział.- Powodzenia na rozmowie.
Czułam się jakoś dziwnie zmotywowana, żeby dostać tą nową pracę, w końcu zaczynało mi brakować pieniędzy, a Stantona nie chciałam ponownie prosić o pomoc. Poza tym kogoś w tej firmie znałam, co z tego, że był jednocześnie moim psychoterapeutą.
- Pan prezes, panią prosi- powiedziała, kolejna blondynka. Znów zaczynałam się denerwować, w końcu tam czekał prezes. Weszłam powoli, do bardzo jasno utrzymanego gabinetu. Widziałam, że w fotelu za biurkiem, odwrócony do mnie tyłem siedzi mężczyzna.
- Jessica Florian, lat dwadzieścia pięć, studiowała na Oksfordzie, ekonomistka, chce zostać sekretarką. Powie pani dlaczego?- zapytał i odwrócił się. Dopiero teraz zauważyłem, że to William Morley. Myślałam, że będę musiała zbierać szczękę z podłogi, jak mógł mnie tak oszukać.
- Pan, pan jest prezesem?- zapytałam.- Dlaczego, nie powiedział mi pan od razu?
- Wybacz Jessico, że nie chwalę się swoim statusem przed potencjalnymi pracownikami- poczułam, że mnie beszta.- Jednak wracając do naszej rozmowy, dlaczego chcesz zostać sekretarką, skoro masz takie wykształcenie?
- Wie pan, nie mam zbyt dużego wyboru- powiedziałam.- W końcu dopiero co skończyłam studia, a pracodawcy nie chcą zatrudniać ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, kiedy nie mają żadnego doświadczenia.
- Sprawy mają się więc tak, że chcesz nabrać u nas doświadczenia, a później aspirować na stanowisko ekonomisty, u naszych konkurentów- powiedział.- Rozumiem.
- Nie, nie właśnie niczego nie rozumiesz- krzyknęłam.- Przepraszam, nie chciałam. Nie zastanawiałam się nad moim przyszłym zawodem, w końcu ekonomię wybrali mi rodzice, ale ja zwyczajnie potrzebuje teraz jakiegoś konkretnego zajęcia, z czegoś trzeba żyć.
- W takim razie masz posadę sekretarki- powiedział.- Skoro tylko tyle ci wystarczy, jednak bardzo żałuje, bo właśnie poszukiwałem dodatkowego ekonomisty, ale jeżeli ciebie to nie interesuje...
- Naprawdę?- musiałam się upewnić.- Ja po prostu nie widziałam szansy na to żeby dostać lepszą posadę, ale jeżeli rzeczywiście proponuje mi pan...
- Mam na imię William- upomniał.- Z tego co sobie przypominam przeszliśmy już sobie na ty- zarumieniłam się chyba po same uszy.- W takim razie zapraszam jutro na pierwszy dzień pracy. Zgłoś się do Meredith Johanns, ona pokarzę ci wszystko.
- To tyle?- zapytałam.- Żadnych dodatkowych pytań?
- A chciałabyś więcej?- spojrzał na mnie w taki sposób, że kolana się pode mną ugięły.- Na dzisiaj to wszystko, a i jeszcze jedno, skoro już tutaj jesteś, zgłoś się do mnie z twoją matką w przyszły piątek.
- Dobrze, dziękuje bardzo, do zobaczenia.
- No to nieźle się wkręciłaś- podsumował.- Znasz faceta, dopiero dwa dni, a już mógłby zaciągnąć cie do łóżka i nie wypuszczać z niego przez najbliższy tydzień. Mała naprawdę nie tracisz czasu.
- Przestań!- szturchnęłam go w bok.- William, teraz został moim szefem, więc nie mogę czuć do niego nic poza respektem i szacunkiem, jako pracodawcy.
- Mówicie sobie po imieniu?- zapytał.- To naprawdę jesteście ze sobą blisko. Jass, ja uważam, że powinnaś kuć żelazo póki gorące, a teraz idziemy opić twoją nową pracę. Umówiłem już nas z Kate i Jamesem w klubie.
_______________________________
Trzymajcie rozdział. Przepraszam, że nie napisałam wcześniej, ale nie miałam czasu.
- Nic się pani nie stało?- usłyszałam męski głos.- Jessica, cóż za nieoczekiwane spotkanie- dopiero teraz spojrzałam na twarz mężczyzny, który wyciągał do mnie rękę.
- Dzień dobry, panie doktorze- powiedziałam, kiedy pomógł mi wstać.- Nie to nic, jestem zwyczajną niezdarą. Przepraszam jeżeli okaże się zbyt wścibska, ale co pan doktor tutaj robi?
- Tak się składa, że tutaj pracuje- odpowiedział.- Wiesz każdy potrzebuje dodatkowego zajęcia.
- Myślałam, że lubi pan swoją pracę- powiedziałam.
- Miałem wrażenie, że oboje przeszliśmy sobie na ty- przypomniał.- Oczywiście, że uwielbiam pracować z ludźmi ale mam również inne obowiązki.
- Cóż za cudowny zbieg okoliczności- odparłam.- Tak się składa, że to właśnie w tej firmie mam rozmowę kwalifikacyjną, więc jeśli dostanę tutaj prace, będę znała przynajmniej jedną osobę- uśmiechnął się.
- Wiem na jakie stanowisko, poszukiwana jest teraz nowa osoba- odpowiedział.- Jeżeli masz kwalifikacje równie dobre, jak wyglądasz to masz tą pracę w kieszeni.
- Mówisz to jako mój lekarz, czy przyszły, potencjalny kolega z pracy?- zapytałam z uśmiechem.- Nie odpowiadaj, mimo wszystko dziękuje za wsparcie, jest mi teraz niezwykle potrzebne.
- Panie Morley, pani Johanns, prosi do konferencyjnej- powiedziała, blond włosa kobieta.
- Wybacz, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedział.- Powodzenia na rozmowie.
Czułam się jakoś dziwnie zmotywowana, żeby dostać tą nową pracę, w końcu zaczynało mi brakować pieniędzy, a Stantona nie chciałam ponownie prosić o pomoc. Poza tym kogoś w tej firmie znałam, co z tego, że był jednocześnie moim psychoterapeutą.
- Pan prezes, panią prosi- powiedziała, kolejna blondynka. Znów zaczynałam się denerwować, w końcu tam czekał prezes. Weszłam powoli, do bardzo jasno utrzymanego gabinetu. Widziałam, że w fotelu za biurkiem, odwrócony do mnie tyłem siedzi mężczyzna.
- Jessica Florian, lat dwadzieścia pięć, studiowała na Oksfordzie, ekonomistka, chce zostać sekretarką. Powie pani dlaczego?- zapytał i odwrócił się. Dopiero teraz zauważyłem, że to William Morley. Myślałam, że będę musiała zbierać szczękę z podłogi, jak mógł mnie tak oszukać.
- Pan, pan jest prezesem?- zapytałam.- Dlaczego, nie powiedział mi pan od razu?
- Wybacz Jessico, że nie chwalę się swoim statusem przed potencjalnymi pracownikami- poczułam, że mnie beszta.- Jednak wracając do naszej rozmowy, dlaczego chcesz zostać sekretarką, skoro masz takie wykształcenie?
- Wie pan, nie mam zbyt dużego wyboru- powiedziałam.- W końcu dopiero co skończyłam studia, a pracodawcy nie chcą zatrudniać ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, kiedy nie mają żadnego doświadczenia.
- Sprawy mają się więc tak, że chcesz nabrać u nas doświadczenia, a później aspirować na stanowisko ekonomisty, u naszych konkurentów- powiedział.- Rozumiem.
- Nie, nie właśnie niczego nie rozumiesz- krzyknęłam.- Przepraszam, nie chciałam. Nie zastanawiałam się nad moim przyszłym zawodem, w końcu ekonomię wybrali mi rodzice, ale ja zwyczajnie potrzebuje teraz jakiegoś konkretnego zajęcia, z czegoś trzeba żyć.
- W takim razie masz posadę sekretarki- powiedział.- Skoro tylko tyle ci wystarczy, jednak bardzo żałuje, bo właśnie poszukiwałem dodatkowego ekonomisty, ale jeżeli ciebie to nie interesuje...
- Naprawdę?- musiałam się upewnić.- Ja po prostu nie widziałam szansy na to żeby dostać lepszą posadę, ale jeżeli rzeczywiście proponuje mi pan...
- Mam na imię William- upomniał.- Z tego co sobie przypominam przeszliśmy już sobie na ty- zarumieniłam się chyba po same uszy.- W takim razie zapraszam jutro na pierwszy dzień pracy. Zgłoś się do Meredith Johanns, ona pokarzę ci wszystko.
- To tyle?- zapytałam.- Żadnych dodatkowych pytań?
- A chciałabyś więcej?- spojrzał na mnie w taki sposób, że kolana się pode mną ugięły.- Na dzisiaj to wszystko, a i jeszcze jedno, skoro już tutaj jesteś, zgłoś się do mnie z twoją matką w przyszły piątek.
- Dobrze, dziękuje bardzo, do zobaczenia.
***
- Ale wtopa- powiedział Trey.- Nie dość, że jest twoim psychologiem, to teraz dodatkowo twoim szefem. Będzie najbardziej ingerował w twoje życie. W końcu zna twoją tajemnice, do tego pozna Grece, twoją jakże kochaną mamusię.
- Nawet mi nie przypominaj- poprosiłam.- Nie powiem, że się nie boję, w końcu będzie miał o mnie kiepskie zdanie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak tajemniczy potrafi być.
- Chcesz powiedzieć, że jest super seksownym, panem tajemniczym?- zapytał.- Lecisz na niego, przyznaj. Znam to twoje spojrzenie, kiedy ktoś ci wpadnie w oko.
- Oj Trey, nic nie mów- powiedziałam.- Jest nieziemsko przystojny, na dodatek mówi do mnie momentami w taki sposób, że mam wrażenie, iż za moment zemdleje.- No to nieźle się wkręciłaś- podsumował.- Znasz faceta, dopiero dwa dni, a już mógłby zaciągnąć cie do łóżka i nie wypuszczać z niego przez najbliższy tydzień. Mała naprawdę nie tracisz czasu.
- Przestań!- szturchnęłam go w bok.- William, teraz został moim szefem, więc nie mogę czuć do niego nic poza respektem i szacunkiem, jako pracodawcy.
- Mówicie sobie po imieniu?- zapytał.- To naprawdę jesteście ze sobą blisko. Jass, ja uważam, że powinnaś kuć żelazo póki gorące, a teraz idziemy opić twoją nową pracę. Umówiłem już nas z Kate i Jamesem w klubie.
_______________________________
Trzymajcie rozdział. Przepraszam, że nie napisałam wcześniej, ale nie miałam czasu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)