środa, 30 marca 2016

Rozdział czwarty

Witam was kochani, tak jak was informowałam na innym blog, wracam do pisania, można powiedzieć, że na pół etatu :). Myślałam, żeby zacząć pisać nową historię, ale postanowiłam, że będzie sensu jest usuwanie tego bloga, ponieważ to nowe opowiadania ma dość dużo wspólnego z tym i jako, że zestawione zostało na tak wczesnym etapie to mogę je zmodyfikować. Mam tylko mały problem, ponieważ nie wiem gdzie najlepiej zamówić zwiastun, ponieważ na ten blog już został on wykonany, ale nie miał nic wspólnego z blogiem. Macie jakieś pomysły kto mógłby go wykonać? Teraz rozdział.
____________________________

Tego samego dnia:

- Wyglądasz jak milion dolarów- powiedział Trey.- Twój szef padnie z wrażenia, kiedy tylko cie zobaczy- szturchnęłam go w bok.- No co, przecież wiem że to dla niego się tak wystroiłaś. Czuję się zazdrosny- uśmiechnął się.
- Daj spokój, William nie przyjdzie- sama się sobie dziwiłam, ale sprawiało mi to przykrości.
- Przyjdzie, przyjdzie sama zobaczysz. Będziecie się bawić do białego rana, a później kto wie, może wylądujecie w jednym łóżku, patrząc sobie głęboko w oczy- roześmiał się.- Jeżeli jest tak seksowny, że o mały włos nie mdlejesz na jego widok to znaczy, że jest wart grzechu. Nie powiesz mi, że nie masz na to ochoty?
- Daj spokój, to w końcu mój szef, nie powinnam się z nim spoufalać- odpowiedziałam.- Stracę prace, która jest mi tak potrzebna, nie mogę sobie na to pozwolić, dobrze o tym wiesz.
- Wiem, wiem, ale nie udawaj takiej świętej, przecież to że sobie na tym skorzystasz, nie znaczy, że William zwolni cię z pracy.
- Trey, ty nigdy nie masz problemu z romansowaniem w pracy, ale to nie znaczy, że ja jestem taka jak ty, poza tym nie zapominaj, że opowiedziałam mu o moich przeżyciach z Nathanem, zapewne nie ma teraz o mnie najlepszego zdania.
- Jess nie mów tak, przecież ten sukinsyn cię skrzywdzil i to nawet w najmniejszym stopniu nie było twoją winą. Każdy zdrowo myślący człowieka dojdzie do takich samych wniosków. Teraz lepiej chodźmy, zaczynasz być smutna, a wiesz że tego nienawidzę.
- Dobrze, już dobrze koniec z przygnębieniem.

***

- No chodź kochana, chyba jednak nie bawisz się najlepiej- Trey, próbował za wszelką cenę, wyciągnąć mnie na parkiet.- Chyba nie chcesz, żeby twój cudowny szef zobaczył, że zamiast się bawić, siedzisz przy barze i umierasz z tęsknoty za nim- był już nieźle wstawiony i nie zwracał uwagi na to co mówi.- Wiesz co, mam cię w głębokim poważaniu- obrażony, bardzo chwiejnym krokiem wrócił na parkiet.
- Widzę, że twój przyjaciel, nieźle zabalował- usłyszałam melodyjny głos, który niewątpliwie należał do Williama.- Jednak z jednym muszę się zgodzić, nie wyglądasz na szczęśliwą- przysiadł się do mnie przy barze.- Co się dzieje? Pamiętam jak powiedziałaś, że to będzie świetna impreza-
uśmiechnął się.- A twoja mina daje do zrozumienia, że czujesz się raczej jak na stypie. Naprawdę powinnaś się rozchmurzyć.
- To polecenie szefa czy psychologa?- zapytałam sarkastycznie.- Jeżeli to rozkaz za moment go wykonam- poderwałam się z krzesła.
- O co ci chodzi? Hej poczekaj- złapał mnie za ramię.- Zrobiłem coś nie tak, że zachowujesz się jak wariatka?
- Co ty tutaj właściwie robisz?- zapytałam.- Powiedziałeś, że nie przyjdziesz a teraz nagle się pojawiasz i chcesz wszystko wiedzieć- ogarnęła mnie dziwna złość.- Wiesz co, najlepiej się zamknij i spadaj stąd!
- Nie zachowuj się w ten sposób!- podniósł na mnie głos.- Nie jestem potulnym pieskiem, który będzie robił co tylko chcesz, rozumiesz?- wyraz jego twarzy zaczął wyrażać jakieś dziwne emocje, coś co sprawiło, że na moment serce mi zamarło. Nagle nie wiem jak do tego doszło, ale zaczęliśmy się całować. Byłam wściekła, jednak musiałam przyznać, że zaczęłam czuć motylki w brzuchu.
- Patrzcie, patrzcie kogo moje oczy widzą- przerwał nam jakoś dziwnie znajomy głos.- No co ty Jess,
nie przywitasz się ze mną?- odwróciłam się, a przede mną stał nie kto inny jak Nathaniel Stanton.- Tęskniłaś za mną?- uśmiechnął się drwiąco. Zabrakło mi słów.- Co to za biedak, twoja kolejna zdobycz? Już zaczynam mu współczuć, uważaj stary, ona zniszczy ci całe życie- odszedł, a ja stałam i gapiłam się w jego plecy.
- Jessico, kto to był?- wyrwał mnie z odrętwienia głos Williama.
- To był mój największy koszmar, Nathaniel Stanton- wyksztusiłam.- Wrócił, żeby zrujnować wszystko co zdołałam zbudować- przytuliłam się do niego i nagle zaczęłam płakać, nie wiedziałam, że spotkanie z Nathem tak wytrąci mnie z równowagi.
______________________________________________
Znalazłam dla siebie trochę czasu i wreszcie to dokończyłam. Mam nadzieję, że się wam podoba.  Ps. co do kolejnych opowiadań, ja nie mam zbytnio czasu, poza tym nie mamy jak z Madzią się zgrać, ponieważ przeprowadziłam się i nie mamy teraz do siebie pięciu minut, a jej zajęcia również zaczęły dawać w kość, mamy jednak umowę, że w każdym miesiącu na tych blogach, które już są będzie rozdział na zmianę raz ja raz ona będziemy dodawać. Pozdrawiam Laura:)