Moi drodzy, wiem wiem nie było mnie od kilku miesięcy. Ale niestety miałam niezły młyn, wiecie nowa praca w kancelarii, dom, dziecko.Rozdział nadal się piszę i idzie mi to bardzo opornie. Zauważyłam, że zastanawiacie się nad pozostałymi blogami, ale ja niestety nic nie wiem, ponieważ Magda wraca dopiero w październiku ze swojego trzymiesięcznego stażu w Londynie, więc nie pozostaje wam nic innego jak okazać nam trochę zrozumienia.
Pozdrawiam Laura...
"Życie skrywa mnóstwo tajemnic..."
niedziela, 4 września 2016
czwartek, 7 kwietnia 2016
Mała prośba...
Jako, że cierpię teraz na brak czasu, niestety nie jestem w stanie pisać większości blogów. Stąd moja prośba do was, Laura pozwoliła mi na usunięcie kilku blogów tylko nie mam pojęcia których nikt nie czyta i mogę bezpiecznie je usunąć, przynajmniej na jakiś czas, ponieważ w wakacje zastanowię się nad nimi i wrócę. Tak więc jakie na teraz mogę usunąć? Poza tym, na któryś z przez was wybranych pojawi się rozdział w tym miesiącu. Oczywiście ten zostaje, ponieważ jest Laury:) Pozdrawiam Magda...
środa, 30 marca 2016
Rozdział czwarty
Witam was kochani, tak jak was informowałam na innym blog, wracam do pisania, można powiedzieć, że na pół etatu :). Myślałam, żeby zacząć pisać nową historię, ale postanowiłam, że będzie sensu jest usuwanie tego bloga, ponieważ to nowe opowiadania ma dość dużo wspólnego z tym i jako, że zestawione zostało na tak wczesnym etapie to mogę je zmodyfikować. Mam tylko mały problem, ponieważ nie wiem gdzie najlepiej zamówić zwiastun, ponieważ na ten blog już został on wykonany, ale nie miał nic wspólnego z blogiem. Macie jakieś pomysły kto mógłby go wykonać? Teraz rozdział.
____________________________
Tego samego dnia:
- Wyglądasz jak milion dolarów- powiedział Trey.- Twój szef padnie z wrażenia, kiedy tylko cie zobaczy- szturchnęłam go w bok.- No co, przecież wiem że to dla niego się tak wystroiłaś. Czuję się zazdrosny- uśmiechnął się.
- Daj spokój, William nie przyjdzie- sama się sobie dziwiłam, ale sprawiało mi to przykrości.
- Przyjdzie, przyjdzie sama zobaczysz. Będziecie się bawić do białego rana, a później kto wie, może wylądujecie w jednym łóżku, patrząc sobie głęboko w oczy- roześmiał się.- Jeżeli jest tak seksowny, że o mały włos nie mdlejesz na jego widok to znaczy, że jest wart grzechu. Nie powiesz mi, że nie masz na to ochoty?
- Daj spokój, to w końcu mój szef, nie powinnam się z nim spoufalać- odpowiedziałam.- Stracę prace, która jest mi tak potrzebna, nie mogę sobie na to pozwolić, dobrze o tym wiesz.
- Wiem, wiem, ale nie udawaj takiej świętej, przecież to że sobie na tym skorzystasz, nie znaczy, że William zwolni cię z pracy.
- Trey, ty nigdy nie masz problemu z romansowaniem w pracy, ale to nie znaczy, że ja jestem taka jak ty, poza tym nie zapominaj, że opowiedziałam mu o moich przeżyciach z Nathanem, zapewne nie ma teraz o mnie najlepszego zdania.
- Jess nie mów tak, przecież ten sukinsyn cię skrzywdzil i to nawet w najmniejszym stopniu nie było twoją winą. Każdy zdrowo myślący człowieka dojdzie do takich samych wniosków. Teraz lepiej chodźmy, zaczynasz być smutna, a wiesz że tego nienawidzę.
- Dobrze, już dobrze koniec z przygnębieniem.
- No chodź kochana, chyba jednak nie bawisz się najlepiej- Trey, próbował za wszelką cenę, wyciągnąć mnie na parkiet.- Chyba nie chcesz, żeby twój cudowny szef zobaczył, że zamiast się bawić, siedzisz przy barze i umierasz z tęsknoty za nim- był już nieźle wstawiony i nie zwracał uwagi na to co mówi.- Wiesz co, mam cię w głębokim poważaniu- obrażony, bardzo chwiejnym krokiem wrócił na parkiet.
- Widzę, że twój przyjaciel, nieźle zabalował- usłyszałam melodyjny głos, który niewątpliwie należał do Williama.- Jednak z jednym muszę się zgodzić, nie wyglądasz na szczęśliwą- przysiadł się do mnie przy barze.- Co się dzieje? Pamiętam jak powiedziałaś, że to będzie świetna impreza-
uśmiechnął się.- A twoja mina daje do zrozumienia, że czujesz się raczej jak na stypie. Naprawdę powinnaś się rozchmurzyć.
- To polecenie szefa czy psychologa?- zapytałam sarkastycznie.- Jeżeli to rozkaz za moment go wykonam- poderwałam się z krzesła.
- O co ci chodzi? Hej poczekaj- złapał mnie za ramię.- Zrobiłem coś nie tak, że zachowujesz się jak wariatka?
- Co ty tutaj właściwie robisz?- zapytałam.- Powiedziałeś, że nie przyjdziesz a teraz nagle się pojawiasz i chcesz wszystko wiedzieć- ogarnęła mnie dziwna złość.- Wiesz co, najlepiej się zamknij i spadaj stąd!
- Nie zachowuj się w ten sposób!- podniósł na mnie głos.- Nie jestem potulnym pieskiem, który będzie robił co tylko chcesz, rozumiesz?- wyraz jego twarzy zaczął wyrażać jakieś dziwne emocje, coś co sprawiło, że na moment serce mi zamarło. Nagle nie wiem jak do tego doszło, ale zaczęliśmy się całować. Byłam wściekła, jednak musiałam przyznać, że zaczęłam czuć motylki w brzuchu.
- Patrzcie, patrzcie kogo moje oczy widzą- przerwał nam jakoś dziwnie znajomy głos.- No co ty Jess,
nie przywitasz się ze mną?- odwróciłam się, a przede mną stał nie kto inny jak Nathaniel Stanton.- Tęskniłaś za mną?- uśmiechnął się drwiąco. Zabrakło mi słów.- Co to za biedak, twoja kolejna zdobycz? Już zaczynam mu współczuć, uważaj stary, ona zniszczy ci całe życie- odszedł, a ja stałam i gapiłam się w jego plecy.
- Jessico, kto to był?- wyrwał mnie z odrętwienia głos Williama.
- To był mój największy koszmar, Nathaniel Stanton- wyksztusiłam.- Wrócił, żeby zrujnować wszystko co zdołałam zbudować- przytuliłam się do niego i nagle zaczęłam płakać, nie wiedziałam, że spotkanie z Nathem tak wytrąci mnie z równowagi.
______________________________________________
Znalazłam dla siebie trochę czasu i wreszcie to dokończyłam. Mam nadzieję, że się wam podoba. Ps. co do kolejnych opowiadań, ja nie mam zbytnio czasu, poza tym nie mamy jak z Madzią się zgrać, ponieważ przeprowadziłam się i nie mamy teraz do siebie pięciu minut, a jej zajęcia również zaczęły dawać w kość, mamy jednak umowę, że w każdym miesiącu na tych blogach, które już są będzie rozdział na zmianę raz ja raz ona będziemy dodawać. Pozdrawiam Laura:)
____________________________
Tego samego dnia:
- Wyglądasz jak milion dolarów- powiedział Trey.- Twój szef padnie z wrażenia, kiedy tylko cie zobaczy- szturchnęłam go w bok.- No co, przecież wiem że to dla niego się tak wystroiłaś. Czuję się zazdrosny- uśmiechnął się.
- Daj spokój, William nie przyjdzie- sama się sobie dziwiłam, ale sprawiało mi to przykrości.
- Przyjdzie, przyjdzie sama zobaczysz. Będziecie się bawić do białego rana, a później kto wie, może wylądujecie w jednym łóżku, patrząc sobie głęboko w oczy- roześmiał się.- Jeżeli jest tak seksowny, że o mały włos nie mdlejesz na jego widok to znaczy, że jest wart grzechu. Nie powiesz mi, że nie masz na to ochoty?
- Daj spokój, to w końcu mój szef, nie powinnam się z nim spoufalać- odpowiedziałam.- Stracę prace, która jest mi tak potrzebna, nie mogę sobie na to pozwolić, dobrze o tym wiesz.
- Wiem, wiem, ale nie udawaj takiej świętej, przecież to że sobie na tym skorzystasz, nie znaczy, że William zwolni cię z pracy.
- Trey, ty nigdy nie masz problemu z romansowaniem w pracy, ale to nie znaczy, że ja jestem taka jak ty, poza tym nie zapominaj, że opowiedziałam mu o moich przeżyciach z Nathanem, zapewne nie ma teraz o mnie najlepszego zdania.
- Jess nie mów tak, przecież ten sukinsyn cię skrzywdzil i to nawet w najmniejszym stopniu nie było twoją winą. Każdy zdrowo myślący człowieka dojdzie do takich samych wniosków. Teraz lepiej chodźmy, zaczynasz być smutna, a wiesz że tego nienawidzę.
- Dobrze, już dobrze koniec z przygnębieniem.
***
- No chodź kochana, chyba jednak nie bawisz się najlepiej- Trey, próbował za wszelką cenę, wyciągnąć mnie na parkiet.- Chyba nie chcesz, żeby twój cudowny szef zobaczył, że zamiast się bawić, siedzisz przy barze i umierasz z tęsknoty za nim- był już nieźle wstawiony i nie zwracał uwagi na to co mówi.- Wiesz co, mam cię w głębokim poważaniu- obrażony, bardzo chwiejnym krokiem wrócił na parkiet.
- Widzę, że twój przyjaciel, nieźle zabalował- usłyszałam melodyjny głos, który niewątpliwie należał do Williama.- Jednak z jednym muszę się zgodzić, nie wyglądasz na szczęśliwą- przysiadł się do mnie przy barze.- Co się dzieje? Pamiętam jak powiedziałaś, że to będzie świetna impreza-
uśmiechnął się.- A twoja mina daje do zrozumienia, że czujesz się raczej jak na stypie. Naprawdę powinnaś się rozchmurzyć.
- To polecenie szefa czy psychologa?- zapytałam sarkastycznie.- Jeżeli to rozkaz za moment go wykonam- poderwałam się z krzesła.
- O co ci chodzi? Hej poczekaj- złapał mnie za ramię.- Zrobiłem coś nie tak, że zachowujesz się jak wariatka?
- Co ty tutaj właściwie robisz?- zapytałam.- Powiedziałeś, że nie przyjdziesz a teraz nagle się pojawiasz i chcesz wszystko wiedzieć- ogarnęła mnie dziwna złość.- Wiesz co, najlepiej się zamknij i spadaj stąd!
- Nie zachowuj się w ten sposób!- podniósł na mnie głos.- Nie jestem potulnym pieskiem, który będzie robił co tylko chcesz, rozumiesz?- wyraz jego twarzy zaczął wyrażać jakieś dziwne emocje, coś co sprawiło, że na moment serce mi zamarło. Nagle nie wiem jak do tego doszło, ale zaczęliśmy się całować. Byłam wściekła, jednak musiałam przyznać, że zaczęłam czuć motylki w brzuchu.
- Patrzcie, patrzcie kogo moje oczy widzą- przerwał nam jakoś dziwnie znajomy głos.- No co ty Jess,
nie przywitasz się ze mną?- odwróciłam się, a przede mną stał nie kto inny jak Nathaniel Stanton.- Tęskniłaś za mną?- uśmiechnął się drwiąco. Zabrakło mi słów.- Co to za biedak, twoja kolejna zdobycz? Już zaczynam mu współczuć, uważaj stary, ona zniszczy ci całe życie- odszedł, a ja stałam i gapiłam się w jego plecy.
- Jessico, kto to był?- wyrwał mnie z odrętwienia głos Williama.
- To był mój największy koszmar, Nathaniel Stanton- wyksztusiłam.- Wrócił, żeby zrujnować wszystko co zdołałam zbudować- przytuliłam się do niego i nagle zaczęłam płakać, nie wiedziałam, że spotkanie z Nathem tak wytrąci mnie z równowagi.
______________________________________________
Znalazłam dla siebie trochę czasu i wreszcie to dokończyłam. Mam nadzieję, że się wam podoba. Ps. co do kolejnych opowiadań, ja nie mam zbytnio czasu, poza tym nie mamy jak z Madzią się zgrać, ponieważ przeprowadziłam się i nie mamy teraz do siebie pięciu minut, a jej zajęcia również zaczęły dawać w kość, mamy jednak umowę, że w każdym miesiącu na tych blogach, które już są będzie rozdział na zmianę raz ja raz ona będziemy dodawać. Pozdrawiam Laura:)
czwartek, 30 lipca 2015
Rozdział trzeci
- Mamo, proszę cie tylko żebyś się zachowywała- powiedziałam, kiedy w umówiony piątek wspólnie wybrałyśmy się do gabinetu Williama.
- Córeczko, jak możesz tak mówić?- zapytała.- Przecież, potrafię się zachować nie jestem małym dzieckiem. Nie rozumiem, jak możesz, wstydzić się tego, że się o ciebie martwię.
- Nie powiedziałam, że się tego wstydzę- odparłam.- Nie zachowuj się w ten sposób jak zawsze, nie chce po prostu żebyś opowiadała o naszych problemach tak jak zwykle.
- Nie potrafię mówić o tym inaczej- powiedziała.- Jeżeli ten William jest podobny do swojego wuja, będę odpowiadała na jego pytania, co mam udawać, że nie słyszę co mówi.
- Dobrze, skończmy już tą dyskusję- poprosiłam.- Lepiej mieć to już za sobą- weszliśmy do przychodni, w której znajdował się gabinet Morleya.
- Dzień dobry, doktorze- przywitałam się, po przekroczeniu progu biura.- Przyszłyśmy wspólnie z mamą na umówioną wizytę- pokazałam na moją matkę.- Proszę poznać, oto Monica Stanton, mamo to pan doktor William Morley- mężczyzna z uśmiechem wyciągnął rękę.
- Bardzo mi miło, wreszcie panią poznać- ucałował jej dłoń, a ja zanotowałam w pamięci, że prawdziwy z niego dżentelmen.- Nie ukrywam, że czekałem na to spotkanie, niech panie usiądą.
- Mnie również, jest miło panie doktorze- powiedziała mama, a ja już wiedziałam, że ta wizyta będzie żenująca.- Wybaczy pan, że od razu przejdę do rzeczy, ale mam wiele obowiązków. Może pan powiedzieć w jakiej sprawie się tutaj spotykamy?
- Założę się, że zna pani powody, dla których pani córka uczęszczała na terapię, prowadzoną przez mojego wujka, a teraz przeze mnie- zaczął William.- Uznałem za słuszne, aby poznać panią osobiście i usłyszeć jak pani odnosi się do całej sytuacji- dodał.
- Wszystko na ten temat, powiedziałam pana poprzednikowi- odpowiedziała mama.- Wydaje mi się, że po tylu latach nie mam nic więcej do dodania.
- Rozumiem, że to dla pani bolesne, całe rozpamiętywanie zdarzeń z przed lat, ale jest mi to bardzo potrzebne, ponieważ poznanie relacji wszystkich stron pozwala na złapanie lepszego kontaktu z pacjentem.
- Dobrze, ale żeby pan wiedział, że robię to tylko ze względu, że jest pan taki młody i przystojny- nie wierzę ona zawsze musi kokietować każdego mężczyznę w swoim otoczeniu.- Wiem, że sytuacja Jass i Nathana trwała wiele lat, zanim jakieś dziesięć lat temu wszystko wyszło na jaw. Oczywiście wspólnie z mężem od razu zajęliśmy się sprawą. Mój pasierb, został wysłany do szkoły wojskowej, aby tam się nim zajęli i nauczyli dyscypliny, nie wiemy jednak czy to odniosło jakikolwiek skutek, ponieważ od tamtego czasu nie mamy z nim żadnego kontaktu- powiedziała.
- Jednak mi chodzi o to jak radzi sobie pani w relacjach z córką?- zapytał William.- Jak od nowa zbudowałyście swoją więź, na jakich podstawach?
- Jak to jakich?- moja matka wyglądała na oburzoną.- Przecież Jassica, to moja córka, kocham ją i za wszelką cenę starałam się, żeby ona wybaczyła mi moje zaniedbanie. Cały czas teraz myślę o tym, czy mojej dziewczynce nie dzieje się nic złego- odpowiedziała.
- Jak objawia się pani zmartwienie?- wiedziałam co teraz nastąpi, zapomniałam uprzedzić o tym Williama.
- Codziennie rozmawiamy przez telefon, co tydzień Jassica gości u nas na obiedzie- już miała łzy w oczach, a czekało nas jeszcze niezłe przedstawienie.- Rozumiem, że ona jest już dorosła, jednak nie potrafię się przemóc i pozwolić jej żyć własnym życiem- zaczęła płakać.- Potrzebuje mieć kontrolę nad tym co się z nią dzieje, w końcu spotkało ją wystarczająco dużo zła.
- Proszę się uspokoić- William, podał jej chusteczkę.- Rozumiem, że jako rodzic, martwi się pani o dziecko, ale jak wynika ze słów pani córki, potrafi pani nawet podsłuchiwać jej rozmowy telefoniczne, nie uważa pani tego za przesadę?- zapytał.
- Widać, że nie ma pan dzieci- odparła oburzona.- Nie zamierzam z takim podlotkiem dyskutować o rodzinnych problemach. Pan wybaczy, ale mam wiele ważnych spraw do załatwienia- z zaciętą miną wyszła z gabinetu.
- Nie wiem co w nią wstąpiło, przepraszam- powiedziałam zawstydzona.- Zazwyczaj nie zachowuje się w ten sposób, postaram się z nią porozmawiać, obiecuje że cie przeprosi- dodałam.
- Nie przejmuj się tym- odpowiedział.- Jest matką, to zrozumiałe, że źle reaguje na temat związany z
waszymi przeżyciami, może kiedy sama wyzbędzie się lęku o twoje życie, będziecie mogły kiedyś porozmawiać o wszystkim na spokojnie- uśmiechnął się.- Na dzień dzisiejszy jednak musisz znosić jej ciągłą kontrolę.
- Mogła by szybciej się ze wszystkiego otrząsać, w końcu jak wspomniała minęło już dziesięć lat- powiedziałam z rezygnacją.- Marzę o podejmowaniu decyzji bez ingerencji matki.
- Zaczęłaś pracować w mojej firmie, chyba bez pytania jej o zdanie, co?- zapytał z uśmiechem.- Nie wyglądasz na dziewczynę, która musi cokolwiek z kimkolwiek, konsultować.
- To na szczęście była moja decyzja- odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.- A skoro już o tym mowa muszę uciekać- spojrzał na mnie pytająco.- Wszyscy z pracy spotykają się dzisiaj w barze, na takiej małej imprezie integracyjnej. Czy szef do nas dołączy?- zapytałam.
- Jeszcze tego nie wiem- odpowiedział.- Jednak życzę ci miłej zabawy.
- Dziękuje i w takim razie, widzimy się w poniedziałek- powiedziałam, podałam mu rękę i opuściłam gabinet.
________________________________________
Rozdział jest, ale muszę wam powiedzieć, że był prawie gotowy już wieki temu. Może nie jest najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że się wam spodoba.
- Córeczko, jak możesz tak mówić?- zapytała.- Przecież, potrafię się zachować nie jestem małym dzieckiem. Nie rozumiem, jak możesz, wstydzić się tego, że się o ciebie martwię.
- Nie powiedziałam, że się tego wstydzę- odparłam.- Nie zachowuj się w ten sposób jak zawsze, nie chce po prostu żebyś opowiadała o naszych problemach tak jak zwykle.
- Nie potrafię mówić o tym inaczej- powiedziała.- Jeżeli ten William jest podobny do swojego wuja, będę odpowiadała na jego pytania, co mam udawać, że nie słyszę co mówi.
- Dobrze, skończmy już tą dyskusję- poprosiłam.- Lepiej mieć to już za sobą- weszliśmy do przychodni, w której znajdował się gabinet Morleya.
- Dzień dobry, doktorze- przywitałam się, po przekroczeniu progu biura.- Przyszłyśmy wspólnie z mamą na umówioną wizytę- pokazałam na moją matkę.- Proszę poznać, oto Monica Stanton, mamo to pan doktor William Morley- mężczyzna z uśmiechem wyciągnął rękę.
- Bardzo mi miło, wreszcie panią poznać- ucałował jej dłoń, a ja zanotowałam w pamięci, że prawdziwy z niego dżentelmen.- Nie ukrywam, że czekałem na to spotkanie, niech panie usiądą.
- Mnie również, jest miło panie doktorze- powiedziała mama, a ja już wiedziałam, że ta wizyta będzie żenująca.- Wybaczy pan, że od razu przejdę do rzeczy, ale mam wiele obowiązków. Może pan powiedzieć w jakiej sprawie się tutaj spotykamy?
- Założę się, że zna pani powody, dla których pani córka uczęszczała na terapię, prowadzoną przez mojego wujka, a teraz przeze mnie- zaczął William.- Uznałem za słuszne, aby poznać panią osobiście i usłyszeć jak pani odnosi się do całej sytuacji- dodał.
- Wszystko na ten temat, powiedziałam pana poprzednikowi- odpowiedziała mama.- Wydaje mi się, że po tylu latach nie mam nic więcej do dodania.
- Rozumiem, że to dla pani bolesne, całe rozpamiętywanie zdarzeń z przed lat, ale jest mi to bardzo potrzebne, ponieważ poznanie relacji wszystkich stron pozwala na złapanie lepszego kontaktu z pacjentem.
- Dobrze, ale żeby pan wiedział, że robię to tylko ze względu, że jest pan taki młody i przystojny- nie wierzę ona zawsze musi kokietować każdego mężczyznę w swoim otoczeniu.- Wiem, że sytuacja Jass i Nathana trwała wiele lat, zanim jakieś dziesięć lat temu wszystko wyszło na jaw. Oczywiście wspólnie z mężem od razu zajęliśmy się sprawą. Mój pasierb, został wysłany do szkoły wojskowej, aby tam się nim zajęli i nauczyli dyscypliny, nie wiemy jednak czy to odniosło jakikolwiek skutek, ponieważ od tamtego czasu nie mamy z nim żadnego kontaktu- powiedziała.
- Jednak mi chodzi o to jak radzi sobie pani w relacjach z córką?- zapytał William.- Jak od nowa zbudowałyście swoją więź, na jakich podstawach?
- Jak to jakich?- moja matka wyglądała na oburzoną.- Przecież Jassica, to moja córka, kocham ją i za wszelką cenę starałam się, żeby ona wybaczyła mi moje zaniedbanie. Cały czas teraz myślę o tym, czy mojej dziewczynce nie dzieje się nic złego- odpowiedziała.
- Jak objawia się pani zmartwienie?- wiedziałam co teraz nastąpi, zapomniałam uprzedzić o tym Williama.
- Codziennie rozmawiamy przez telefon, co tydzień Jassica gości u nas na obiedzie- już miała łzy w oczach, a czekało nas jeszcze niezłe przedstawienie.- Rozumiem, że ona jest już dorosła, jednak nie potrafię się przemóc i pozwolić jej żyć własnym życiem- zaczęła płakać.- Potrzebuje mieć kontrolę nad tym co się z nią dzieje, w końcu spotkało ją wystarczająco dużo zła.
- Proszę się uspokoić- William, podał jej chusteczkę.- Rozumiem, że jako rodzic, martwi się pani o dziecko, ale jak wynika ze słów pani córki, potrafi pani nawet podsłuchiwać jej rozmowy telefoniczne, nie uważa pani tego za przesadę?- zapytał.
- Widać, że nie ma pan dzieci- odparła oburzona.- Nie zamierzam z takim podlotkiem dyskutować o rodzinnych problemach. Pan wybaczy, ale mam wiele ważnych spraw do załatwienia- z zaciętą miną wyszła z gabinetu.
- Nie wiem co w nią wstąpiło, przepraszam- powiedziałam zawstydzona.- Zazwyczaj nie zachowuje się w ten sposób, postaram się z nią porozmawiać, obiecuje że cie przeprosi- dodałam.
- Nie przejmuj się tym- odpowiedział.- Jest matką, to zrozumiałe, że źle reaguje na temat związany z
waszymi przeżyciami, może kiedy sama wyzbędzie się lęku o twoje życie, będziecie mogły kiedyś porozmawiać o wszystkim na spokojnie- uśmiechnął się.- Na dzień dzisiejszy jednak musisz znosić jej ciągłą kontrolę.
- Mogła by szybciej się ze wszystkiego otrząsać, w końcu jak wspomniała minęło już dziesięć lat- powiedziałam z rezygnacją.- Marzę o podejmowaniu decyzji bez ingerencji matki.
- Zaczęłaś pracować w mojej firmie, chyba bez pytania jej o zdanie, co?- zapytał z uśmiechem.- Nie wyglądasz na dziewczynę, która musi cokolwiek z kimkolwiek, konsultować.
- To na szczęście była moja decyzja- odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.- A skoro już o tym mowa muszę uciekać- spojrzał na mnie pytająco.- Wszyscy z pracy spotykają się dzisiaj w barze, na takiej małej imprezie integracyjnej. Czy szef do nas dołączy?- zapytałam.
- Jeszcze tego nie wiem- odpowiedział.- Jednak życzę ci miłej zabawy.
- Dziękuje i w takim razie, widzimy się w poniedziałek- powiedziałam, podałam mu rękę i opuściłam gabinet.
________________________________________
Rozdział jest, ale muszę wam powiedzieć, że był prawie gotowy już wieki temu. Może nie jest najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że się wam spodoba.
środa, 18 lutego 2015
Rozdział drugi
Nieoczekiwanie moja rozmowa kwalifikacyjne została przełożona na następny dzień z powodu nieobecność prezesa. To tylko potęgowało poziom mojego stresu. Kiedy stanęłam przed siedzibą Nicon Industries miałam wrażenie, że za chwile wyskoczy mi serce. Jenny, pamiętaj że jesteś super laską, której wykształcenie może powalić nie jednego faceta. Wypięłam dumnie pierś i pewnym krokiem weszłam do środka. Na co dzień staram się być niezwykle pewna siebie, jednak dzisiaj musiał mnie spotkać największy pech mojego życia. Wszystkie dokumenty, które niosłam na spotkanie wypadły mi z drżących rąk. Jakby tego było mało, kiedy próbowałam je podnieść, poślizgnęłam się na szpilkach i runęłam jak długa na marmurową posadzkę.
- Nic się pani nie stało?- usłyszałam męski głos.- Jessica, cóż za nieoczekiwane spotkanie- dopiero teraz spojrzałam na twarz mężczyzny, który wyciągał do mnie rękę.
- Dzień dobry, panie doktorze- powiedziałam, kiedy pomógł mi wstać.- Nie to nic, jestem zwyczajną niezdarą. Przepraszam jeżeli okaże się zbyt wścibska, ale co pan doktor tutaj robi?
- Tak się składa, że tutaj pracuje- odpowiedział.- Wiesz każdy potrzebuje dodatkowego zajęcia.
- Myślałam, że lubi pan swoją pracę- powiedziałam.
- Miałem wrażenie, że oboje przeszliśmy sobie na ty- przypomniał.- Oczywiście, że uwielbiam pracować z ludźmi ale mam również inne obowiązki.
- Cóż za cudowny zbieg okoliczności- odparłam.- Tak się składa, że to właśnie w tej firmie mam rozmowę kwalifikacyjną, więc jeśli dostanę tutaj prace, będę znała przynajmniej jedną osobę- uśmiechnął się.
- Wiem na jakie stanowisko, poszukiwana jest teraz nowa osoba- odpowiedział.- Jeżeli masz kwalifikacje równie dobre, jak wyglądasz to masz tą pracę w kieszeni.
- Mówisz to jako mój lekarz, czy przyszły, potencjalny kolega z pracy?- zapytałam z uśmiechem.- Nie odpowiadaj, mimo wszystko dziękuje za wsparcie, jest mi teraz niezwykle potrzebne.
- Panie Morley, pani Johanns, prosi do konferencyjnej- powiedziała, blond włosa kobieta.
- Wybacz, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedział.- Powodzenia na rozmowie.
Czułam się jakoś dziwnie zmotywowana, żeby dostać tą nową pracę, w końcu zaczynało mi brakować pieniędzy, a Stantona nie chciałam ponownie prosić o pomoc. Poza tym kogoś w tej firmie znałam, co z tego, że był jednocześnie moim psychoterapeutą.
- Pan prezes, panią prosi- powiedziała, kolejna blondynka. Znów zaczynałam się denerwować, w końcu tam czekał prezes. Weszłam powoli, do bardzo jasno utrzymanego gabinetu. Widziałam, że w fotelu za biurkiem, odwrócony do mnie tyłem siedzi mężczyzna.
- Jessica Florian, lat dwadzieścia pięć, studiowała na Oksfordzie, ekonomistka, chce zostać sekretarką. Powie pani dlaczego?- zapytał i odwrócił się. Dopiero teraz zauważyłem, że to William Morley. Myślałam, że będę musiała zbierać szczękę z podłogi, jak mógł mnie tak oszukać.
- Pan, pan jest prezesem?- zapytałam.- Dlaczego, nie powiedział mi pan od razu?
- Wybacz Jessico, że nie chwalę się swoim statusem przed potencjalnymi pracownikami- poczułam, że mnie beszta.- Jednak wracając do naszej rozmowy, dlaczego chcesz zostać sekretarką, skoro masz takie wykształcenie?
- Wie pan, nie mam zbyt dużego wyboru- powiedziałam.- W końcu dopiero co skończyłam studia, a pracodawcy nie chcą zatrudniać ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, kiedy nie mają żadnego doświadczenia.
- Sprawy mają się więc tak, że chcesz nabrać u nas doświadczenia, a później aspirować na stanowisko ekonomisty, u naszych konkurentów- powiedział.- Rozumiem.
- Nie, nie właśnie niczego nie rozumiesz- krzyknęłam.- Przepraszam, nie chciałam. Nie zastanawiałam się nad moim przyszłym zawodem, w końcu ekonomię wybrali mi rodzice, ale ja zwyczajnie potrzebuje teraz jakiegoś konkretnego zajęcia, z czegoś trzeba żyć.
- W takim razie masz posadę sekretarki- powiedział.- Skoro tylko tyle ci wystarczy, jednak bardzo żałuje, bo właśnie poszukiwałem dodatkowego ekonomisty, ale jeżeli ciebie to nie interesuje...
- Naprawdę?- musiałam się upewnić.- Ja po prostu nie widziałam szansy na to żeby dostać lepszą posadę, ale jeżeli rzeczywiście proponuje mi pan...
- Mam na imię William- upomniał.- Z tego co sobie przypominam przeszliśmy już sobie na ty- zarumieniłam się chyba po same uszy.- W takim razie zapraszam jutro na pierwszy dzień pracy. Zgłoś się do Meredith Johanns, ona pokarzę ci wszystko.
- To tyle?- zapytałam.- Żadnych dodatkowych pytań?
- A chciałabyś więcej?- spojrzał na mnie w taki sposób, że kolana się pode mną ugięły.- Na dzisiaj to wszystko, a i jeszcze jedno, skoro już tutaj jesteś, zgłoś się do mnie z twoją matką w przyszły piątek.
- Dobrze, dziękuje bardzo, do zobaczenia.
- No to nieźle się wkręciłaś- podsumował.- Znasz faceta, dopiero dwa dni, a już mógłby zaciągnąć cie do łóżka i nie wypuszczać z niego przez najbliższy tydzień. Mała naprawdę nie tracisz czasu.
- Przestań!- szturchnęłam go w bok.- William, teraz został moim szefem, więc nie mogę czuć do niego nic poza respektem i szacunkiem, jako pracodawcy.
- Mówicie sobie po imieniu?- zapytał.- To naprawdę jesteście ze sobą blisko. Jass, ja uważam, że powinnaś kuć żelazo póki gorące, a teraz idziemy opić twoją nową pracę. Umówiłem już nas z Kate i Jamesem w klubie.
_______________________________
Trzymajcie rozdział. Przepraszam, że nie napisałam wcześniej, ale nie miałam czasu.
- Nic się pani nie stało?- usłyszałam męski głos.- Jessica, cóż za nieoczekiwane spotkanie- dopiero teraz spojrzałam na twarz mężczyzny, który wyciągał do mnie rękę.
- Dzień dobry, panie doktorze- powiedziałam, kiedy pomógł mi wstać.- Nie to nic, jestem zwyczajną niezdarą. Przepraszam jeżeli okaże się zbyt wścibska, ale co pan doktor tutaj robi?
- Tak się składa, że tutaj pracuje- odpowiedział.- Wiesz każdy potrzebuje dodatkowego zajęcia.
- Myślałam, że lubi pan swoją pracę- powiedziałam.
- Miałem wrażenie, że oboje przeszliśmy sobie na ty- przypomniał.- Oczywiście, że uwielbiam pracować z ludźmi ale mam również inne obowiązki.
- Cóż za cudowny zbieg okoliczności- odparłam.- Tak się składa, że to właśnie w tej firmie mam rozmowę kwalifikacyjną, więc jeśli dostanę tutaj prace, będę znała przynajmniej jedną osobę- uśmiechnął się.
- Wiem na jakie stanowisko, poszukiwana jest teraz nowa osoba- odpowiedział.- Jeżeli masz kwalifikacje równie dobre, jak wyglądasz to masz tą pracę w kieszeni.
- Mówisz to jako mój lekarz, czy przyszły, potencjalny kolega z pracy?- zapytałam z uśmiechem.- Nie odpowiadaj, mimo wszystko dziękuje za wsparcie, jest mi teraz niezwykle potrzebne.
- Panie Morley, pani Johanns, prosi do konferencyjnej- powiedziała, blond włosa kobieta.
- Wybacz, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedział.- Powodzenia na rozmowie.
Czułam się jakoś dziwnie zmotywowana, żeby dostać tą nową pracę, w końcu zaczynało mi brakować pieniędzy, a Stantona nie chciałam ponownie prosić o pomoc. Poza tym kogoś w tej firmie znałam, co z tego, że był jednocześnie moim psychoterapeutą.
- Pan prezes, panią prosi- powiedziała, kolejna blondynka. Znów zaczynałam się denerwować, w końcu tam czekał prezes. Weszłam powoli, do bardzo jasno utrzymanego gabinetu. Widziałam, że w fotelu za biurkiem, odwrócony do mnie tyłem siedzi mężczyzna.
- Jessica Florian, lat dwadzieścia pięć, studiowała na Oksfordzie, ekonomistka, chce zostać sekretarką. Powie pani dlaczego?- zapytał i odwrócił się. Dopiero teraz zauważyłem, że to William Morley. Myślałam, że będę musiała zbierać szczękę z podłogi, jak mógł mnie tak oszukać.
- Pan, pan jest prezesem?- zapytałam.- Dlaczego, nie powiedział mi pan od razu?
- Wybacz Jessico, że nie chwalę się swoim statusem przed potencjalnymi pracownikami- poczułam, że mnie beszta.- Jednak wracając do naszej rozmowy, dlaczego chcesz zostać sekretarką, skoro masz takie wykształcenie?
- Wie pan, nie mam zbyt dużego wyboru- powiedziałam.- W końcu dopiero co skończyłam studia, a pracodawcy nie chcą zatrudniać ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, kiedy nie mają żadnego doświadczenia.
- Sprawy mają się więc tak, że chcesz nabrać u nas doświadczenia, a później aspirować na stanowisko ekonomisty, u naszych konkurentów- powiedział.- Rozumiem.
- Nie, nie właśnie niczego nie rozumiesz- krzyknęłam.- Przepraszam, nie chciałam. Nie zastanawiałam się nad moim przyszłym zawodem, w końcu ekonomię wybrali mi rodzice, ale ja zwyczajnie potrzebuje teraz jakiegoś konkretnego zajęcia, z czegoś trzeba żyć.
- W takim razie masz posadę sekretarki- powiedział.- Skoro tylko tyle ci wystarczy, jednak bardzo żałuje, bo właśnie poszukiwałem dodatkowego ekonomisty, ale jeżeli ciebie to nie interesuje...
- Naprawdę?- musiałam się upewnić.- Ja po prostu nie widziałam szansy na to żeby dostać lepszą posadę, ale jeżeli rzeczywiście proponuje mi pan...
- Mam na imię William- upomniał.- Z tego co sobie przypominam przeszliśmy już sobie na ty- zarumieniłam się chyba po same uszy.- W takim razie zapraszam jutro na pierwszy dzień pracy. Zgłoś się do Meredith Johanns, ona pokarzę ci wszystko.
- To tyle?- zapytałam.- Żadnych dodatkowych pytań?
- A chciałabyś więcej?- spojrzał na mnie w taki sposób, że kolana się pode mną ugięły.- Na dzisiaj to wszystko, a i jeszcze jedno, skoro już tutaj jesteś, zgłoś się do mnie z twoją matką w przyszły piątek.
- Dobrze, dziękuje bardzo, do zobaczenia.
***
- Ale wtopa- powiedział Trey.- Nie dość, że jest twoim psychologiem, to teraz dodatkowo twoim szefem. Będzie najbardziej ingerował w twoje życie. W końcu zna twoją tajemnice, do tego pozna Grece, twoją jakże kochaną mamusię.
- Nawet mi nie przypominaj- poprosiłam.- Nie powiem, że się nie boję, w końcu będzie miał o mnie kiepskie zdanie. Nawet nie wyobrażasz sobie jak tajemniczy potrafi być.
- Chcesz powiedzieć, że jest super seksownym, panem tajemniczym?- zapytał.- Lecisz na niego, przyznaj. Znam to twoje spojrzenie, kiedy ktoś ci wpadnie w oko.
- Oj Trey, nic nie mów- powiedziałam.- Jest nieziemsko przystojny, na dodatek mówi do mnie momentami w taki sposób, że mam wrażenie, iż za moment zemdleje.- No to nieźle się wkręciłaś- podsumował.- Znasz faceta, dopiero dwa dni, a już mógłby zaciągnąć cie do łóżka i nie wypuszczać z niego przez najbliższy tydzień. Mała naprawdę nie tracisz czasu.
- Przestań!- szturchnęłam go w bok.- William, teraz został moim szefem, więc nie mogę czuć do niego nic poza respektem i szacunkiem, jako pracodawcy.
- Mówicie sobie po imieniu?- zapytał.- To naprawdę jesteście ze sobą blisko. Jass, ja uważam, że powinnaś kuć żelazo póki gorące, a teraz idziemy opić twoją nową pracę. Umówiłem już nas z Kate i Jamesem w klubie.
_______________________________
Trzymajcie rozdział. Przepraszam, że nie napisałam wcześniej, ale nie miałam czasu.
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział pierwszy
Miałem na dzisiaj zaplanowane dwie wizyty. Starszego pana Jamesa, którego miałem okazję poznać już za czasów kiedy ten gabinet prowadził mój wuj. Staruszek musi uczęszczać do psychologa po śmierci żony. Jednak miałem dzisiaj spotkanie z jeszcze jedną pacjentką. Jessica Florian lat dwadzieścia pięć, to naprawdę bardzo dziwne. Odkąd jestem psychologiem niewiele razy miałem okazje spotkać się z tak młodą osobą z problemami. Jednak w każdym z tych pozostałych przypadków zastanawiałem się dlaczego ludźmi targają tak sprzeczne emocje. Przeważnie były to przypadki po targnięciu się na własne życie. Dlatego uważałem, że przypadek tej dziewczyny będzie taki sam. Nie spodziewałem się, że może to dotknąć mnie w tak dogłębny sposób. Jak każdego dnia wszedłem do swojego gabinetu i zacząłem przygotowywać sobie plan przebiegu spotkań. Miałem jeszcze około pół godziny do spotkania z panem Jamesem. Jednak przeszkodziło mi pukanie do drzwi.
- Proszę, wejść- powiedziałem, zdziwiony spoglądając jeszcze raz na zegarek. Do gabinetu weszła młoda, blond włosa dziewczyna.
- Dzień dobry, doktorze Morley- powiedziała.- Jestem Jessica Florian, wiem że byliśmy umówieni dopiero za kilka godzin, jednak jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną i nie mogłabym przyjść. Czy mogę zająć panu chwilę?- zapytała.
- Oczywiście, proszę siadać- powiedziałem, wskazując jej fotel.- Pani wybaczy, ale mój wuj nie wdrożył mnie w pani przypadek. Miałem nadzieję, że uda mi się przeczytać akta przebiegów pani wizyt tutaj, przed naszym spotkaniem, ale skoro pani przyszła wcześniej- przerwałem.- Miło mi panią poznać. Może opowie mi pani dlaczego trafiła do gabinetu psychologa?- zapytałem.
- Właściwie nie wiem od czego można zacząć- powiedziała.- Pan wybaczy, ale jest to dla mnie trudne, Otworzyć się przed kimś nowym, nawet jeżeli jest pan lekarzem. To wszystko zaczęło się kiedy skończyłam dziesięć lat, moja matka po rozstaniu z moim ojcem wyszła za mąż za Oliviera Stantona, który miał syna Nathaniela. Było ode mnie starszy o cztery lata. Byłam w piątej klasie kiedy, pewnej nocy przyszedł do mnie- przerwała.- Traktowałam go jak brata, a on mnie zgwałcił. Zmuszał mnie do tego przez cztery kolejne lata, a kiedy zagroziłam, że powiem o wszystkim rodzicom, zabił mojego kota i zostawił na moim łóżku jako ostrzeżenie. Miałam czternaście lat kiedy zaczął spóźniać mi się okres, powiedziałam mu, że boje się, iż mogę być w ciąży, ale on nawet się tym nie przejął. Zgwałcił i pobił mnie jeszcze dotkliwiej niż zwykle. Poroniłam, trafiłam do szpitala i wtedy wszystko wyszło na jaw. Matka razem ze Stantonem przekonała szpital żeby nie zawiadamiali policji, a mnie żebym o niczym nikomu nie wspominała. Kiedy wyszłam ze szpitala, Nathaniela już nie było w domu, Olivier wysłał go do szkoły wojskowej, żeby nauczyli go dyscypliny. Mnie natomiast załatwili na początku dobrego psychiatrę, po dwóch latach natomiast trafiłam do pańskiego wuja- byłem jakoś dziwnie wstrząśnięty.
- Powie mi pani, na czym polegały pani spotkania z moim wujem?- poprosiłem. Dopiero teraz przyglądając się dziewczynie uważniej, zauważyłem, że to o czym mówiła nawet w najmniejszym stopniu nie odbijało się na jej twarzy.
- Wie pan, te spotkania to wymysł mojej nadwrażliwej matki- powiedziała.- Tak naprawdę nie potrzebuje już pomocy odnośnie mojej przeszłości. Jednak rozmawiałam z doktorem Morley właśnie o mich problemach z matką. Rozumie pan, odkąd dowiedziała się o tym co mi robił Nathaniel, najlepiej kontrolowałaby wszystko co robię. Teraz zgrywa taką kochającą matkę, jednak ja wiem, że udawała, iż nie widzi tego co się ze mną działo lata temu.
- To zrozumiałe, że ma pani żal do matki, że nie zauważała pani tragedii- powiedziałem.- Jednak musisz zrozumieć Jessico, że dla niej to również trudna sytuacja. Musiała poradzić sobie ze świadomością, że jej ukochana córka była krzywdzona, przez syna jej męża. Jeżeli teraz twoja matka stara się podtrzymywać wasz kontakt, to znaczy że jej zależy, może ma wyrzuty sumienia, że kilkanaście lat temu cie zaniedbała.
- Mówisz to samo co twój wuj- dopiero teraz zauważyłem, że obydwoje przeszliśmy sobie na ty.- Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie jej zachowanie jest uciążliwe. Jestem już dorosłą kobietą, a ona traktuje mnie jak nastolatkę, przecież dawnych lat nie da się cofnąć- spojrzała na zegarek.- Wybacz, ale nie mam już więcej czasu. Proszę to mój numer, zadzwoń do mnie kiedy ustalisz datę następnego spotkania. Przyjdę na nie z matką, wtedy będziesz mógł powiedzieć coś więcej- powiedziała wstając i podając mi karteczkę z numerem.- Do zobaczenia- dodała i pośpiesznie wyszła.
To spotkanie całkowicie zmieniło mój pogląd o tym, że młodzi ludzie robią problemy z jakiś błahych spraw. Jessicę Florian spotkała prawdziwa tragedia.
________________________________________________
Nowe opowiadanie, sama nie wiem co mnie podkusiło. Mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu.
- Proszę, wejść- powiedziałem, zdziwiony spoglądając jeszcze raz na zegarek. Do gabinetu weszła młoda, blond włosa dziewczyna.
- Dzień dobry, doktorze Morley- powiedziała.- Jestem Jessica Florian, wiem że byliśmy umówieni dopiero za kilka godzin, jednak jestem umówiona na rozmowę kwalifikacyjną i nie mogłabym przyjść. Czy mogę zająć panu chwilę?- zapytała.
- Oczywiście, proszę siadać- powiedziałem, wskazując jej fotel.- Pani wybaczy, ale mój wuj nie wdrożył mnie w pani przypadek. Miałem nadzieję, że uda mi się przeczytać akta przebiegów pani wizyt tutaj, przed naszym spotkaniem, ale skoro pani przyszła wcześniej- przerwałem.- Miło mi panią poznać. Może opowie mi pani dlaczego trafiła do gabinetu psychologa?- zapytałem.
- Właściwie nie wiem od czego można zacząć- powiedziała.- Pan wybaczy, ale jest to dla mnie trudne, Otworzyć się przed kimś nowym, nawet jeżeli jest pan lekarzem. To wszystko zaczęło się kiedy skończyłam dziesięć lat, moja matka po rozstaniu z moim ojcem wyszła za mąż za Oliviera Stantona, który miał syna Nathaniela. Było ode mnie starszy o cztery lata. Byłam w piątej klasie kiedy, pewnej nocy przyszedł do mnie- przerwała.- Traktowałam go jak brata, a on mnie zgwałcił. Zmuszał mnie do tego przez cztery kolejne lata, a kiedy zagroziłam, że powiem o wszystkim rodzicom, zabił mojego kota i zostawił na moim łóżku jako ostrzeżenie. Miałam czternaście lat kiedy zaczął spóźniać mi się okres, powiedziałam mu, że boje się, iż mogę być w ciąży, ale on nawet się tym nie przejął. Zgwałcił i pobił mnie jeszcze dotkliwiej niż zwykle. Poroniłam, trafiłam do szpitala i wtedy wszystko wyszło na jaw. Matka razem ze Stantonem przekonała szpital żeby nie zawiadamiali policji, a mnie żebym o niczym nikomu nie wspominała. Kiedy wyszłam ze szpitala, Nathaniela już nie było w domu, Olivier wysłał go do szkoły wojskowej, żeby nauczyli go dyscypliny. Mnie natomiast załatwili na początku dobrego psychiatrę, po dwóch latach natomiast trafiłam do pańskiego wuja- byłem jakoś dziwnie wstrząśnięty.
- Powie mi pani, na czym polegały pani spotkania z moim wujem?- poprosiłem. Dopiero teraz przyglądając się dziewczynie uważniej, zauważyłem, że to o czym mówiła nawet w najmniejszym stopniu nie odbijało się na jej twarzy.
- Wie pan, te spotkania to wymysł mojej nadwrażliwej matki- powiedziała.- Tak naprawdę nie potrzebuje już pomocy odnośnie mojej przeszłości. Jednak rozmawiałam z doktorem Morley właśnie o mich problemach z matką. Rozumie pan, odkąd dowiedziała się o tym co mi robił Nathaniel, najlepiej kontrolowałaby wszystko co robię. Teraz zgrywa taką kochającą matkę, jednak ja wiem, że udawała, iż nie widzi tego co się ze mną działo lata temu.
- To zrozumiałe, że ma pani żal do matki, że nie zauważała pani tragedii- powiedziałem.- Jednak musisz zrozumieć Jessico, że dla niej to również trudna sytuacja. Musiała poradzić sobie ze świadomością, że jej ukochana córka była krzywdzona, przez syna jej męża. Jeżeli teraz twoja matka stara się podtrzymywać wasz kontakt, to znaczy że jej zależy, może ma wyrzuty sumienia, że kilkanaście lat temu cie zaniedbała.
- Mówisz to samo co twój wuj- dopiero teraz zauważyłem, że obydwoje przeszliśmy sobie na ty.- Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie jej zachowanie jest uciążliwe. Jestem już dorosłą kobietą, a ona traktuje mnie jak nastolatkę, przecież dawnych lat nie da się cofnąć- spojrzała na zegarek.- Wybacz, ale nie mam już więcej czasu. Proszę to mój numer, zadzwoń do mnie kiedy ustalisz datę następnego spotkania. Przyjdę na nie z matką, wtedy będziesz mógł powiedzieć coś więcej- powiedziała wstając i podając mi karteczkę z numerem.- Do zobaczenia- dodała i pośpiesznie wyszła.
To spotkanie całkowicie zmieniło mój pogląd o tym, że młodzi ludzie robią problemy z jakiś błahych spraw. Jessicę Florian spotkała prawdziwa tragedia.
________________________________________________
Nowe opowiadanie, sama nie wiem co mnie podkusiło. Mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)